Pod piracką banderą, czyli historia telewizji RONDO

Pod piracką banderą, czyli historii telewizji RONDO część szósta

rondo%203%20tytyul

Oto kolejny rozdział wspomnień Zbigniewa Konarskiego – Dyrektora Generalnego PTV RONDO.

Jak się powszechnie uważa RONDO było telewizją piracką. Owa istotna kwestia wcale nie jest jednak tak prosta i jednoznaczna, jakby się to na pozór wydawało. RONDO było bowiem nie tyle „nielegalne” co raczej „alegalne”. Nie tyle działało wbrew prawu, co obok prawa. A to dlatego, że wtedy gdy powstawało, nie istniały przepisy prawne, które jego działalność by regulowały. Uchwalenie ustawy określającej zasady funkcjonowania niezależnych mediów elektronicznych zostało wymuszone właściwie dopiero przez wyrastające jak grzyby po deszczu, pierwsze prywatne radia i telewizje. Wcześniej odpowiednich przepisów nie było, bo jakoś chyba nikomu nie przyszło do głowy, że w ogóle mogłyby one być do czegokolwiek potrzebne. Przy czym, to nawet trochę dziwne. Przecież dopiero co, bo pod sam koniec PRL-u, przeżywaliśmy swoistą rewolucję, którą wywołało pojawienie się pierwszych talerzy do odbioru telewizji satelitarnej. Dzięki nim, ten i ów mógł sobie pooglądać to, co chciał oglądać, a nie to, co chciano mu pokazać. Raczej łatwo więc było przewidzieć, że w ślad za antenami do odbioru, pojawią się także anteny do nadawania. Rzecz z początku umknęła nawet uwadze Sejmowi wybranemu w czerwcu 1989 roku. Gdy więc Joanna Szczepkowska ogłaszała koniec komunizmu, tam gdzie powinny się już tworzyć solidne zręby ładu w eterze, ziała wielka, czarna dziura. Z której grzech byłoby nie skorzystać…

Już w lutym 1990 roku zaczęła zatem nadawać, pierwsza w Polsce i w ogóle pierwsza w Europie Środkowo – Wschodniej, niepubliczna telewizja ECHO. Żeby było śmiesznej, miała nawet na to oficjalne papiery. Stosowne zezwolenie wydał Andrzej Drawicz, przewodniczący Radiokomitetu! Czy miał do tego prawo – nie wiem, ale na pewno miał wiele dobrej woli i determinację, by zmierzyć się z tym, co zbliżało się nieuchronnie. Pamiętam, kilka miesięcy przed moim odejściem z TVP, byłem z dyrektorem katowickiej telewizji na jakiejś naradzie na Woronicza. Między innymi mówiono tam o ECHU i o, właśnie powstałej w Szczecinie, telewizji MORZE. Nie to, żeby wzbudzały one trwogę w kierowniczych gremiach publicznej telewizji, ale też szefowie jej lokalnych ośrodków wcale nich nie lekceważyli…

Wracając do RONDA: Byliśmy jak najbardziej legalną „spółką z o. o.” W dokumentach na podstawie, których ją zarejestrowano, było napisane jak byk, że będziemy się zajmowali produkcją i nadawaniem programów telewizyjnych. Legalnie zatrudnialiśmy ludzi i płaciliśmy zusowskie składki. Nawiasem mówiąc: spróbowalibyśmy nie płacić… Oczywiście uiszczaliśmy też stosowne podatki. Jakby na to nie popatrzeć, wytworzyła się taka oto sytuacja, w której państwo pobierało daninę od działalności, którą uznawało za nielegalną, choć wcześniej samo zezwoliło na jej uprawianie. Ot, taki polski paradoks. Zresztą nie tylko polski. Gdy Nicola Grauso zakładał na Sardynii swoje prywatne radio, we włoskim systemie prawnym też nie było stosownej ustawy. Początkowo program nadawał z przenośnych, pochodzących z demobilu nadajników. Legendarny Franco Zedda, o którym już kiedyś pisałem, był jednym z tych, którzy z taką aparaturą na plecach ganiali po sardyńskich wzgórzach, czmychając przed włoskimi Carabinieri. W końcu Grauso wygrał wytoczony mu proces i dopiął swego: zbudował konkurencyjne dla państwowych mediów radio a później także telewizję. Do Polski przyjechał więc z przeświadczeniem, że w normalnym kraju, raz uruchomionej stacji telewizyjnej nikt zamknąć się nie ośmieli. Nawet, a może zwłaszcza wtedy, gdy ruszała ona w warunkach prawnego chaosu. Jak się wkrótce okazało, w tej kwestii Dottore srodze się jednak pomylił…

Image

 

 Franco Zedda

Tu dla porządku: Ustawa o radiofonii i telewizji została uchwalona 29 grudnia 1992 roku, dwa tygodnie po uruchomieniu RONDA. Zaczęła obowiązywać po kolejnych dwóch miesiącach. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji powstała jeszcze dwa miesiące później, w kwietniu 1993 roku. Proces koncesyjny rozpoczął się dopiero w roku 1994.

Image

Marek Markiewicz – pierwszy przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji 

My nie ścigaliśmy się, tak jak ludzie Grauso, z policją. Przynajmniej do czasu. Za to mnie ścigała Państwowa Agencja Radiokomunikacji. Za bezprawne używanie częstotliwości. Wyglądało to mniej więcej tak: PAR stawiał mnie przed kolegium do spraw wykroczeń, któremu tłumaczyłem to, co w akapicie powyżej, poczym pytano mnie czy i kiedy RONDO otrzyma koncesję, na co szczerze odpowiadałem, że nie wiem i kolegium odraczało sprawę. Do czasu podjęcia decyzji koncesyjnej przez Krajową Radę. Wtedy PAR składał odwołanie od decyzji kolegium i cała zabawa zaczynała się od nowa. Czasem jeszcze, niejako przy okazji pytano mnie, co będzie w następnym odcinku „Manueli”. Też szczerze odpowiadałem, że nie wiem, bo niby skąd miałem wiedzieć? Krótko mówiąc: nikt nikomu specjalnych wstrętów nie czynił. Wszyscy natomiast czekali, co w końcu z tego całego bałaganu wyniknie.

Tymczasem Grauso nie zasypiał gruszek w popiele i robił swoje. W marcu 1993 roku powstała POLONIA 1. Powołano ją po to, by w przyszłości stała się ogólnopolską telewizją.. Póki co, funkcjonować miała jako spółka usługowa, produkującą program wypełniający wspólne pasmo dwunastu istniejących już stacji. Od tej chwili RONDO zostało jedną z telewizji „sieciowych”. Razem z innymi stacjami, mieliśmy w ściśle określonych godzinach emitować ten sam program i te same reklamy. Właśnie wtedy na naszej antenie pojawiły się sławetne seriale „Maria” i „Manuela”. Wtedy też polscy widzowie po raz pierwszy zobaczyli „MacGyvera” i „Drużynę A”. Pakiety kaset z gotowym programem przywozili z Warszawy kurierzy.

Uczciwie mówiąc nie wszędzie taki rozwój wypadków przyjęto do „akceptującej wiadomości”. We Wrocławiu odszedł z grupą dziennikarzy naczelny redaktor ECHA a w Poznaniu całe kierownictwo i założyciele TV ES. Oni uważali, że Dottore nadmiernie ogranicza ich swobodę kształtowania programu i wizerunku stacji. Ja? Ja od początku przewidywałem, że sprawy potoczą się właśnie w tym kierunku. Więcej: właśnie tego oczekiwałem, ponieważ chciałem uczestniczyć w projekcie o zasięgu ogólnopolskim. A ograniczenie niezależności? Otóż RONDO, tak jak sześć jeszcze innych stacji, powstało przecież za sprawą Nicoli Grauso i nigdy nie było od niego niezależne. Z ECHEM czy TV ES było inaczej. Te stacje powstawały samodzielnie, beż udziału Włocha. Dopiero potem ten je, powiedzmy to nie owijając w bawełnę – po prostu wykupił. Ich twórcy oraz właściciele, choć chyba trąci to jednak hipokryzją albo naiwnością, być może mieli więc jakieś powody, by czuć rozczarowanie. Ja nie, bo wiedziałem co robię i na co się decyduję. Co wcale nie oznacza, że gotów byłem we wszystkim bezkrytycznie zgadzać się z Dottore. Raczej wprost przeciwnie. Spierałem się z nim samym oraz jego ludźmi przy każdej okazji. I to nawet nie bez powodzenia. Udało mi się na przykład przekonać Włochów, skoncentrowanych głównie na dopieszczaniu stołecznej stacji, że to w śląskiej aglomeracji, a nie w Warszawie jest potencjalnie największe, telewizyjne audytorium. Dzięki temu RONDO uzyskało status równy warszawskiej NTW. A to z kolei wiązało się z tym, że dostaliśmy lepszy sprzęt oraz odpowiednio duży udział w zysku z ogólnopolskich reklam. Jeśli w ogóle coś mnie rozczarowało czy wkurzyło, to dziwaczna, nieracjonalna, chwilami wprost arogancka taktyka Grauso, która doprowadziła do przegrania procesu koncesyjnego. Zarówno wtedy, jak i dziś uważam, że chociaż sporo zawdzięczamy w tej mierze przewodniczącemu Krajowej Rady – Markowi Markiewiczowi, to twierdzę też, że i Grauso osobiście zrobił bardzo wiele, by w końcu strzelić sobie w kolano.

Image

Hotel „Regina Margherita” w Cagliari. Dyrektorzy. Stoją z tyłu: Janusz Rząca – KRATER Kraków, Krzysztof Czerwiecki – TNL Lublin, Jerzy Rusin – TELE TOP Gdynia. Oraz od lewej: Janusz Gerszberg – COPERNICUS Olsztyn, Małgorzata Rewczuk – MORZE Szczecin, ja czyli RONDO Katowice, Czesława Sikora – PTV Opole, Marek Młynarczyk – ECHO Wrocław, Wiesława Dąbkowska – główna księgowa ECHA, Ireneusz Orzechowski – ECHO a przejściowo także TV ES Poznań

Ano właśnie. Grauso uznał, że inauguracja POLONII 1 będzie znakomitą okazją do zorganizowania jego pierwszej, oficjalnej konferencji prasowej. A właściwie naszej konferencji, ponieważ uczestniczyliśmy w niej także my, dyrektorzy. Dziennikarzy przyszło tylu, że ledwo się zmieścili w największej sali balowej hotelu „Marriott”. Dottore był dla nich otwarty, miły i uprzejmy. Najpierw przedstawiono w ogólnych zarysach całe przedsięwzięcie, zreferowano wyniki badań oglądalności; jednym słowem odprawiono całe te marketingowe czary – mary. Potem był czas na pytania. Tu okazało się, co zresztą nietrudno było przewidzieć, że dziennikarzy przede wszystkim interesuje kto, gdzie i jakie ma udziały oraz kto jest czyim właścicielem. A także czy to prawda, że za wszystkim stoi ze swoim medialnym imperium, niejaki Silvio Berlusconi. W tym miejscu Grauso stał się taki nieco mniej czarujący i bardziej lakoniczny. Do dziś nie wiem, ile prawdy było w pogłoskach o tym, że on tylko przecierał szlaki i zdobywał przyczółki dla telewizyjnego magnata z Mediolanu i przyszłego premiera rządu Republiki Włoskiej. Wiem natomiast, iż jego niejednoznaczne odpowiedzi, mogły taką tezę czynić całkiem prawdopodobną.


ImageImage
fot.Silvio Berlusconi, Nicola Grauso

W kulminacyjnym punkcie konferencji Nicola Grauso złożył oświadczenie. Powiedział mnie więcej coś takiego: „Cyfrę „1” przy nazwie „Polonia” należy tratować całkowicie dosłownie. Chcę w Polsce założyć największą, ogólnokrajową, prywatną telewizję. W bitwie o oglądalność pokona ona zarówno pierwszy jak i drugi program telewizji publicznej.”

Niby nie stało się nic szczególnego. Ot, po prostu: biznesmen szczerze wyjawił w końcu swój strategiczny plan. Myślę nawet, że chciał w ten sposób uwieść Polaków wizją odebrania państwu medialnego monopolu. Lecz jego słowa zabrzmiały nie tak, jak sobie to umyślił. Zabrzmiały prawie złowrogo. Jak wyzwanie rzucone politykom, Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji, Markowi Markiewiczowi, państwowej telewizji i każdemu konkurentowi do koncesji. A ja już wiedziałem: prawdziwe kłopoty są dopiero przed nami…

Zbigniew Konarski