Czy Polska nie powinna się wstydzić? (2)

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Piramida Salomona Morela

W ostatnim dniu stycznia, 64 lata temu, gdy dla Polaków kończyła się wojna, dla wielu Ślązaków zaczynała się gehenna – trafiali do stalinowskiego obozu w Świętochłowicach-Zgodzie, będącego wcześniej filią hitlerowskiego obozu koncentracyjnego Auschwitz.
Jedyną ich winą był wymuszony różnymi okolicznościami podpis na Volksliście.
Wśród więźniów obozu w Świętochłowicach wraz z rodzicami były nawet dzieci!
Kierowano tu ludzi bez żadnych sankcji prokuratorskich, jedynie na podstawie decyzji władz bezpieczeństwa.
„W większości byli prostymi, solidnymi Górnoślązakami, którzy uczciwie pracowali i troszczyli się o swoje rodziny”- powiedział po latach jeden z funkcjonariuszy UB.

Panował straszny głód.
Całodzienne wyżywienie stanowiła czarna kawa zbożowa oraz około 125 gramów chleba wydawanych rano i wieczorem, natomiast obiad stanowiła zupa z buraków pastewnych. Dochodziło do tego, że więźniowie żywili się trawą. Katastrofalne były warunki sanitarno-bytowe, więźniowie spali po trzech na jednej pryczy, bez sienników i koców, we własnych ubraniach, w których zostali doprowadzeni do obozu.

Image

W krótkim czasie plagą obozu stały się wszy, pluskwy i szczury. Wkrótce pojawiły się także groźne choroby epidemiczne: czerwonka i tyfus.
Najtragiczniejszym okresem w dziejach obozu w Świętochłowicach-Zgodzie był sierpień 1945 r., kiedy szalała epidemia tyfusu.
Bez opieki lekarskiej, odwszawiania, izolacji chorych notowano kilkadziesiąt zgonów dziennie.
Kierując się liczbą dokumentów zmarłych więźniów, należy przyjąć, że oficjalna liczba zmarłych w obozie wynosi 1855.
Zwłoki wywożono nocami wozem drabiniastym i grzebano w grobach masowych na dwóch cmentarzach katolickich oraz na cmentarzu ewangelickim w Świętochłowicach.
Pierwsze kroki zmierzające do powstrzymania zarazy podjęto dopiero wtedy, gdy objęła ona cały obóz. Przyjechała komisja lekarska i wszyscy żyjący jeszcze więźniowie zostali zaszczepieni, a baraki zdezynfekowano.
Więźniowie umierali nie tylko na tyfus, do dziś nie udało się ustalić liczby zakatowanych przez funkcjonariuszy obozu.
Najdotkliwsze represje dotknęły osadzonych w baraku nr 7, zwanym „brunatnym barakiem”, w którym osadzono podejrzanych o sprzyjanie nazizmowi.
Co noc dobiegały stamtąd krzyki i jęki maltretowanych mężczyzn oraz młodzieńców. Ofiarami najcięższych tortur byli chłopcy podejrzani o przynależność do Hitlerjugend oraz dziewczęta z BDM.
W katowaniu uczestniczył sam naczelnik Morel, pan życia i śmierci – który bił więźniów pięściami lub gumową pałką.
Do jego ulubionej zabawy należało tworzenie „piramidy Morela”, czyli rzucanie więźniów jednego na drugiego, tworząc pięć, sześć warstw złożonych z ludzi. Leżący najniżej nie zawsze to przeżywali…
Morel rozpowszechniał informacje o sobie, jakoby był więźniem Oświęcimia, co usprawiedliwiało jego okrucieństwo wobec „Niemców”, ale nie ma dokumentów potwierdzających ten fakt.
Najstraszniejsza była noc kapitulacji Niemiec, gdy przegoniono więźniów pod lodowate prysznice, a następnie na plac obozowy, gdzie po leżących na ziemi i zziębniętych więźniach przebiegała w ciężkich wojskowych buciorach cała grupa strażników.
Skrajnie trudne warunki obozowe, głód i tortury powodowały załamanie psychiczne osadzonych w „Zgodzie”.
Więźniowie wielokrotnie wspominali o przypadkach rzucania się uwięzionych na druty pod napięciem.
Kilka osób popełniło samobójstwo przez powieszenie.
Na przełomie października i listopada 1945 r. wizytowała obóz komisja, która zwolniła prawie wszystkich więźniów.
Musieli jednak przedtem podpisać zobowiązanie, że pod groźbą kary więzienia nie będą się z nikim rozmawiać o tym, co się działo w obozie i oczywiście nie mają pretensji do polskich władz .
Ostatecznie świętochłowicki obóz przestał funkcjonować w listopadzie 1945 r., gdyż, jak wspomina Morel, „przestał już być potrzebny”.
Przez cały PRL wstydliwie przemilczano fakt jego istnienia i dopiero w 1990 roku katowicki oddział Głównej Komisji Badań Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu rozpoczął badania na jego temat.
W lutym 1991 Salomon Morel został przesłuchany w charakterze świadka przez Komisję, a gdy rozpoczęto oficjalne śledztwo, w rok później wyjechał do Izraela. Od razu znalazł się poza zasięgiem prawa, bo Izrael nie uznaje ekstradycji swoich obywateli.
Od września 1996 na Morelu ciążyło dziewięć zarzutów ludobójstwa, wystosowano za nim list gończy, ale to były pozory, bo polski wymiar sprawiedliwości wcale nie miał zamiaru go ścigać. Nawet za kierowanie obozem koncentracyjnym dla dzieci w Jaworznie- jedynym chyba takim na świecie…
Gdy w lutym 2006 na kilka miesięcy zawieszono mu wypłacanie emerytury z Biura Emerytalnego Służby Więziennej – podstawą do tego był brak kilku dokumentów – Morel dosłał je pocztą z Izraela i dalej pieniądze płynęły z Polski na jego konto. Ok. 5 tys. zł co miesiąc.
14 lutego 2007 zmarł w Tel Awiwie. Na Śląsku nikt po nim nie zapłacze…

( Na podstawie materiałów z IPN, opracował Ciekawski)

Image